Doradca prezydenta Komorowskiego
wraca do starego pomysłu z czasów minister Kudryckiej:
płatne studia,
konwergencja sektorów,
prywatyzacja uczelni publicznych.
12 marca 2015. odbyło się spotkanie Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego.Profesor Jan Szambelańczyk w wystąpieniu „Problematyka konsolidacji w szkolnictwie wyższym w Polsce - referat wprowadzający”pytał (referuję za sprawozdaniem przedstawiciela Krajowej Sekcji Nauki NSZZ „Solidarność”).
Czy warto utrzymywać publiczne szkoły wyższe, w szczególności te w "mniejszych ośrodkach"?
Czy należy utrzymywać system nieodpłatnego szkolnictwa wyższego w Polsce? Czy zrównanie sektorowe w systemie szkolnictwa wyższego nie powinno polegać na wprowadzeniu powszechnej opłaty za studia niezależnie od charakteru własnościowego uczelni? - podniosłoby to konkurencyjność uczelni prywatnych.
Czy należy umożliwić, aby podmiot prywatny był efektem konsolidacji podmiotu publicznego i prywatnego?
Prywatyzować, zwalniać, (studenci) płacić za studia.
Z kolei doradca Prezydenta Komorowskiego profesor Maciej Żyliczwypowiadał się następująco (za oficjalnym protokołem ze spotkania RGNiSW dostępnym na stronie domowej (http://www.rgnisw.nauka.gov.pl/g2/oryginal/2015_04/47ddabbe26848994bce3573a50e759c8.pdf ):
„Prof. M. Żylicz w nawiązaniu do prezentacji prof. J. Szambelańczyka i wypowiedzi min. D. Nałęcz stwierdził, że nie stać nas na utrzymywanie wszystkich publicznych szkół wyższych i należy stworzyć system bankructwa słabych szkół. Nie stać nas też na bezpłatne szkolnictwo wyższe, a jeżeli Konstytucja RP na to nie pozwala to należy ją zmienić. Profesor zauważył, że konsolidacja niesie w sobie ryzyko zamrożenia obecnego stanu – utrzymywanie słabej kadry (Profesor przywołał badania prof. Kwieka, z których wynika, że 43% nauczycieli akademickich nic nie publikowało w ciągu minionych trzech lat). Proces konsolidacji powinien eliminować słabych nauczycieli akademickich i podnieść jakość kształcenia. Zdaniem prof. M. Żylicza ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym blokuje projakościowy rozwój uczelni jak i nauki. Rozwiązaniem mogłoby być powoływanie fundacji która zarządzałaby uczelniami.”
Polskie elity kształcone za granicą, zapaść cywilizacyjna prowincji, klub go-go w Collegium Maius UJ (?)
Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego jest poważną państwową instytucją. Profesor Szambelańczyk jest przewodniczącym jednej z jej ważnych komisji. Profesor Żylicz jest doradcą prezydenta Komorowskiego do spraw nauki i szkolnictwa wyższego.
Prominentni członkowie ważnych instytucji mówią o propozycjach wprowadzenia powszechnych płatnych studiów. Oznaczałoby to, moim zdaniem, zupełną marginalizację cywilizacyjną wielkich połaci Polski. Nastąpiłby też masowy odpływ studentów do zachodnioeuropejskich i amerykańskich uczelni. Odpływ – dodajmy na marginesie - wspomagany częściowo przez polski rząd, który przeznaczać będzie (decyzją rozważaną właśnie przez sejm) co roku 35 mln. złotych na kształcenie polskich studentów za granicą. Polskie elity byłyby kształcone przez niepolskie uniwersytety. Jakie byłyby tego konsekwencje? Jakie one będą, gdy pomysły prezydenckiego doradcy zostaną zrealizowane?
Mówi się o prywatyzacji uczelni. Zauważmy na marginesie, że tereny dawnej Stoczni Gdańskiej kupił deweloper. Polskie uniwersytety mają atrakcyjne tereny, bywa że nawet ogrody botaniczne, w centrum miast. Mogłyby zaspokoić ambicje wielu deweloperów. A może są bardziej innowacyjne zamysły, powiedzmy: przekształcić Collegium Maius UJ w klub go go? (Wcale nie jestem pewien, czy jest to żart. Trudno o celniejszy cios w dumę narodową niż deweloper w kolebce „Solidarności”. Klub go go w mieszkaniu św. Jana Kantego? Czemu nie, to tylko następny krok.)
A może lepiej przeszczepić amerykańskich generałów do Polski?
Skąd takie pomysły? Są dwa powody. W dyskusjach o modelu kształcenia uniwersyteckiego w Polsce często przywoływany jest model amerykański jako wzór do naśladowania. Proponuje się wybranie jednego elementu z bogatej tkanki społecznej cywilizacji amerykańskiej i przeszczepienie jej do zupełnie innego społeczeństwa. Czy to się może udać? Szczupłość czasu nie pozwala na ustosunkowanie się do tej kwestii, ale gdyby miał doradzić, co wybierać, to w pierwszym rzędzie proponowałbym przeszczepienie na polski grunt amerykańskich generałów: General Electric i General Motors.
Zrównanie sektorowe w systemie szkolnictwa wyższego.
Drugi powód odsłania profesor Szambelańczyk w swojej wypowiedzi, w której troszczy się o zrównanie sektorowe w systemie szkolnictwa wyższego.
Nie jest to pomysł nowy. Na przełomie 2010 i 2011 roku działała powołana przez ówczesną minister nauki i szkolnictwa wyższego prof. Barbarę Kudrycką komisja, która miała wypracować najważniejsze cele dla jej resortu. Śledziłem prace komisji uważnie z racji przewodniczenia Krajowej Sekcji Nauki NSZZ „Solidarność”. Tym bardziej, że wśród najważniejszych propozycji pojawiły postulaty wprowadzenie „zasady konwergencji sektora publicznego i niepublicznego w szkolnictwie wyższym”oraz „objęcie -równocześnie z wprowadzeniem zasady powszechnego czesnego w uczelniachpublicznych -uczelni niepublicznych… spełniających określone warunki iwymagania dotyczące jakości studiów,przejrzystości działania (w tym w zakresie finansów), realizacjiprogramów rozwojowychitp.,dotacją budżetową w oparciu o kryteria konkursowe,na pokrycie częścikosztów prowadzenia studiów stacjonarnych”(cytuję za materiałami przygotowanymi na spotkanie komisji w dniu 17 stycznia 2011.) Komisja przestała działać zimą 2011. Perspektywa jesiennych wyborów parlamentarnych w 2011 roku działała otrzeźwiająco, jak sądzę.
Jest w Polsce około 130 szkół wyższych publicznych, ale jeśli odliczyć ponad 30 szkół zawodowych i podobną liczbę szkół artystycznych lub o niszowym profilu, to pozostaje jakieś 70 pełnowymiarowych uczelni publicznych. Jest to liczba jakiej należy oczekiwać w prawie 40-milionowym kraju europejskim. Dwukrotnie liczniejsze Niemcy mają około 200 uczelni.
Mamy też ponad 300 uczelni prywatnych. Z różnych powodów – głównie demograficznych – są one od kilku lat w poważnych kłopotach finansowych a ich właściciele oczekują pomocy publicznej. Pomoc ta zresztą do nich trafia – około 600 mln złotych rocznie – ale oczekiwania sięgają nawet 3 mld. Sektor prywatny żąda płacenia ze środków publicznych za studia studentów stacjonarnych, co może pochłonąć około jednej piątej obecnego budżetu wszystkich uczelni publicznych. (Jest to, zauważmy na marginesie, bardzo swoiste upublicznianie uczelni prywatnych. Publiczne byłyby dotacje, ale same uczelnie prywatne.) Czy te pretensje są uzasadnione?
Różnego rodzaju światowe rankingi klasyfikują zwykle 1000-2000 uczelni. Ponad połowa – nawet do 50 polskich uczelni publicznych – do któregoś z nich trafia. Ale ani jedna z 300 polskich uczelni prywatnych! Jest jeden ranking – madrycki Webometrics – który ujmuje wszystkie (ponad 23 tysiące) uczelnie na świecie. Badałem te statystyki parę lat temu. Ze zdumieniem odkryłem, że w samej końcówce rankingu, w ostatniej setce, jest aż 7 polskich uczelni prywatnych. Najlepsze polskie uczelnie prywatne przegrywają w nim z Wydziałem Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego.
Krzyżowanie marchewki i kapusty.
Zwolennicy prywatnych szkół wyższych twierdzą, iż działają one efektywniej. Zaszczepienie tej efektywności w sprywatyzowanych szkołach publicznych miałoby dać poprawę polskiej nauki i jakości kształcenia.
Krążyła w czasach komunistycznych anegdotka o sowieckich biologach, którzy postanowili wyhodować krzyżówkę – roślinę o korzeniu marchewki i główce kapusty. Ale otrzymali efekt dokładnie odwrotny, roślinę o korzeniu kapusty i łodydze marchewki.
Czy naprawdę konieczna jest ”konwergencja” sektorów polskiego szkolnictwa wyższego?
Odpowiem pytaniem: czy doradca prezydenta Komorowskiego chce naśladować sowieckich biologów ze wspomnianej anegdoty?
Prywatyzacja uczelni publicznych, płatne studia i wybory.
Obrady RGNiSW z 12 marca mają zupełnie sensacyjny charakter, a mamy przecież prezydencką kampanię wyborczej, nieco ponad pół roku przed wyborami parlamentarnymi.
Dlaczego ta sprawa nie pojawia się w kampanii wyborczej? Odniósł się do niej krótko tylko Andrzej Duda na konferencji AKO w Poznaniu 26 marca 2015. Cytuję za sprawozdaniem przedstawicielki KSN NSZZ „Solidarność”: „(Andrzej Duda) znał przebieg ostatnich obrad plenarnych RGNiSzW i powiedział, że jeśli zostanie prezydentem to zatrzyma wszelkie takie działania.”
Gdzie jest Konferencja Akademickich Szkół Polskich, instytucja uważająca się za reprezentację środowiska akademickiego?
Gdzie są media? Dlaczego nikt nie pyta, czy prezydent Komorowski zna i podziela działania i poglądy swojego doradcy, prof. Macieja Żylicza?
Edward Malec